Wyczerpana po ostatniej walce drużyna podjęła dramatyczną (i chyba nieprzemyślaną) decyzję odpoczynku w gnollowych jamach. Elf wypuścił się na krótki zwiad w wijące się korytarze (z którego przyniósł exalted chainmail +2 oraz dwa naszyjniki, każdy wart 250 sztuk złota), ale szybko zawrócił. Nie mając specjalnych pomysłów na przetrwanie, poza "może jakoś się uda" i "może DM będzie łaskawy" czekali w jednej z mniej cuchnących jam. Jakoś się udało, wyobraźcie sobie. Banda cholernych farciarzy.
Podbudowani, zabrali się za dalsze przeczesywanie labiryntu. Nim udało im się znaleźć jakiegokolwiek gnolla, natknęli się na krasnoluda - Dobrorosta - zamkniętego w ukrytej klatce. Był to badający pustynię podróżnik, pochwycony w trakcie wyprawy przez gnolle. Drużyna początkowo potraktowała go jako kolejne utrapienie, nie wnikając zbytnio w jego historię, do chwili, gdy dowiedzieli się, że posiada rytuał pozwalający przetrwać pustynny klimat. Okazało się, że oni uratowali jego, a on uratował ich.
Nim jednak będzie można go odprawić, trzeba znaleźć księgę. Zatem dalej, w korytarze i poszukiwania. Po drodze natknęli się na grupę czterech gnolli (trzech blood callerów i jeden war fang) wspieranych przez piątkę hien (miniony, ale zajadłe bestie). Po ich pokonaniu zgarnęli 360PD na łebka, 2 naszyjniki po 250 każdy i jeden kamyk wart 500. Oraz księgę Dobrorosta. Natychmiast odprawili rytuał, aby zniwelować przykre skutki przebywania na pustyni.
Idąc dalej, dotarli do komnaty, gdzie przebywał kapłan gnolli (podręcznikowy Choosen of Yeenoghu) wspierany przez czwórkę gnolli. Jakby tego było mało, kapłan przywołał jeszcze czwórkę hienowych duchów, a co turę wspierał je kolejnym takim samym. Udało się ich wszystkich pokonać, w nagrodę zgarniając 350PD. Ponadto odnaleźli duelist katar +2, a za przetrwanie sesji dostali jeszcze 75PD.