Kolejna sesja po trzytygodniowej przerwie (i przed czterotygodniową). Tyle czasu i tylu starych ludzi, to musiało zaowocować zanikami pamięci - ten zapomniał o mocach swojej postaci, tamten zapomniał jak działają, a ów zapomniał przynieść zasłonkę Mistrza Podziemi (ahem, ahem, ahem).
Początek sesji zjadły głupoty i wygłupy - gracze postanowili zapomnieć (znów skleroza?) o wcześniej deklarowanym podejściu dungeon-crawl oraz hack-and-slash, i spędzili kawał czasu na udawaniu, że "wcielają się w role". To typowa oznaka, że brak im pomysłu na działania o większym zasięgu i że z sandboksa nic już raczej nie będzie (tak, jestem złośliwy). Potem wrócili do wioski.
Nim zdążyłbyś powiedzieć "zabiliśmy smoka, wieśniaki" lub "robimy awans i dłuższy odpoczynek", chłopstwo zaczęło psuć im humor, naprzykrzając się znów swoimi prostymi problemami - ktoś tam zginął, czy został zamordowany - i wioskowi uznali, że to robota w sam raz dla zamieszkujących wioskę bohaterów. Wciąż mając głęboko zakorzenione scenariuszowe nawyki (mówiłem, że z sandboksa nic nie będzie), złapali się tego questa, choć miny mieli nietęgie.
No i zaczęło się typowe śledztwo, czyli zabójstwo każdej sesji RPG. Trzeba obejrzeć miejsce zbrodni, obejrzeć trupa, pogadać z wdową, sąsiadem, przyjaciółmi, parobkami, oczywiście karczmarzem (ci zawsze wiedzą najwięcej). Okazało się, że denat miał na imię Jajec (no co?), był zamożnym chłopem, zginął w swojej szopce, gdzie zajmował się hobbystycznie struganiem figurek. Drzwi nosiły ślady włamania, a głowa Jajca ślady bycia rozbitą ciężką bronią obuchową (beyond recognition). Podejrzenie wzbudził ślad na ścianie po zdartym pergaminie. Przy okazji poznali tez Ryżego - sąsiada i kompana Jajaca, który zaopiekował się wdową. On też wzbudził ich podejrzenia. Próbowali też dostać się do domu Ryżego lub pogadać z wdową, ale bezskutecznie.
Jakoś pod wieczór Ryży przyniósł im wiadomość nieznanego pochodzenia, o dość klasycznej treści: "jeśli chcesz się dowiedzieć, to przyjdź tu-i-tu; sam; w nocy". Widząc tak jawną i bezczelną pułapkę, wzięli Ryżego w obroty i wyciągnęli od niego klucz, aby spenetrować dom. Najwięcej zainteresowania zawsze wzbudzają tajemnicze, zamknięte pokoje, do których nawet nie można zajrzeć z powodu zatrzaśniętych okiennic. U Ryżego też był taki pokój. Od czego jednak złodziejskie talenty niziołka? No cóż, chyba od czegoś innego, bo próba otwarcia zamka spełzła na niczym, zaś szmer, stukot, szczęk i powiew wiatru znad progu wskazały, że, ktokolwiek tam był, postanowił się ewakuować oknem. Szybki sprint na zewnątrz, nic nie widać, no to do okna - i w tym momencie nastąpił atak. Jakiegoś malutkiego, skrzydlatego diabelstwa. Niziołek próbował się odgryzać, ale diabelstwo zniknęło i odleciało.
No więc znów do Ryżego i kolejne przesłuchanie - co to, skąd to, co wie, co zrobił i tak dalej. Dowiedzieli się, że zabójstwo było sfingowane, Jajec gdzieś się ukrywa, on był z nim w komitywie, a do wszystkiego namówił ich właśnie ów diabeł - miało być to jakoby świetną metodą na pomnożenie majątku czy może poradzenie sobie z przejściowymi trudnościami finansowymi. Po takim wyznaniu, postanowili (na początek) wpakować się w pułapkę i przyjść (ale już po odpoczynku i zaliczeniu zaległego awansu) na spotkanie.
Na spotkanie stawił się tuzin zbójów (3 prawdziwych i 9 minionów), ale nie stanowili zbytniego wyzwania. Gracze szybko sobie z nimi poradzili, tylko czarodziej ucierpiał (aby jednak nie być jedynym poszkodowanym, ugodził krasnoluda ognistą kulą). Na tym się skończyło - pedeki były (164 na głowę - za walkę), "skarbów" nie zdążyli poszukać (choć, sądząc po strojach zbójów, nie spodziewałbym się zbyt wiele). Kolejne spotkanie dopiero we wrześniu... Ciekawe o czym zapomnimy do tej pory.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz