Koniec. To znaczy będzie za chwilę. Bohaterowie długo na miejscu nie usiedzą i wiedząc, że jeszcze nie każda odnoga i nie każda pełna goblinów komnata została spenetrowana, czym prędzej znów ruszyli na dół.
Okazało się, że tak wiele do zwiedzania nie zostało. Najpierw komnata z kufrem (magicznym, cha cha cha). Jego otwarcie wymagało kombinowania z ruchomymi obręczami, które można było złożyć w rozmaite wzory. W jakie wzory - tu odpowiedź dawały rzuty na umiejętności wiedzy. Tak naprawdę było to testem mechaniki skill challenge. W końcu udało się pokombinować, odkryć znaczenie części symboli (symboli złych bóstw, nawiasem mówiąc), część dopchnąć na oko - i skarb wpadł w ręce graczy. Darkleaf hide armor +1 (ranger wziął ją "na przechowanie", dopóki rogue nie dorobi się odpowiedniego atutu, ale nigdy jej mu nie oddał, cwaniak) oraz 400 sztuk srebra (za jakiś czas gracze zaczną odmawiać noszenia takiego ciężaru).
Dalsza wędrówka zaprowadziła graczy do ostatniej komnaty i ostatniej walki (nic tu nie kombinowałem, żadnego przestawiania pomieszczeń w naprędce, by dotarli do finału na końcu - po prostu tak wyszło i już, słowo). Układ były nieco bardziej urozmaicony - był przedzielający pomieszczenie głęboki na 3 metry rów, były jakieś kolumny, kładki, trochę trudnego terenu i zasłony dla goblinów. Dwóch kuszników, dwóch "rozłupywaczy czaszek" (nieco bardziej wrednych i przypakowanych goblinów w kolczugach i z bojowymi toporami) oraz hexer, czyli wiedźmiarz-szaman. Walka była zaciekła. Dość powiedzieć, że na czterech bohaterów trzech zostało sprowadzonych do stanu nieprzytomności (z czego jeden dwukrotnie). Przez pewien czas szło dobrze, ale parę udanych (lub nieudanych, zależy z czyjego punktu widzenia spojrzeć) rzutów (w tym krytycznych: "jak się masz" "znakomicie, jeszcze nie oberwałem" "krytyk!" "ojej, jestem nieprzytomny") spowodowało sporą panikę wśród graczy. Po goblińskiej stronie też były srogie straty, więc jeden z nich próbował wykorzystać sytuację i przystawiając sztylet do gardła leżącego krasnoluda zaproponował rozmowy pokojowe. Propozycję odrzucono, licząc na możliwość jego szybkiego uśmiercenia celnym strzałem z łuku. Cóż, że strzał nie był celny. Naprawdę nie wiem jakim cudem (tzn wiem: wyjątkowo pechowy rzut goblina) nie zdołał on (tak, tak, nie żartuję) poderżnąć gardła leżącego krasnoluda (helpless to zaledwie -5 do AC, widać ostrze zazgrzytało tylko na stalowym kołnierzu) i tylko dzięki temu udało się wszystkim wyjść cało z opresji. Wierzę, że zwycięstwo po tak zaciekłej walce musi smakować wspaniale. :-)
Przeszukawszy rzeczy osobiste pokonanych, gracze odnaleźli wart 100 sztuk złota klejnot, 20 sztuk złota luzem oraz święty symbol: symbol of battle +1. Byłoby to łakomym kąskiem dla kapłana, ale żadnego nie ma w drużynie. Dla paladyna kąsek nie jest już aż tak łakomy (za mało mocy z keywordem "implement"), ale i tak go przyjął.
Koniec sesji, dziękuję za uwagę, aha, jeszcze pedeki - w ilości dostatecznej, by wbić się na drugi level. Hura, hura, hura. Rozwój sfinalizujemy przy kolejnym spotkaniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz