Tylko pół sesji (pierwsze pół), bo taki jeden uznał, że zamiast grać w RPG, woli pobiegać z gumową piłką (mimo niemal czterdziestu lat na karku!).
A że nie było czasu na nic innego, stanęło na tym, że drużyna zapuszczając się głębiej w skalny labirynt, w jaki przekształciła się pustynia, trafiła wreszcie na szefową Chitynowców - Choldrith. Wielką (istota large, a nie medium), zdeformowaną, obrzydliwą i również czwororęką. Miała w pogotowiu kilka sztuczek, ale nie zdążyła ich w pełni wykorzystać - raz trafiła, raz chybiła, a potem zginęła. Towarzyszyło jej czworo chyżych rabusiów (potrafiących atakować dwa razy i przemieszczać się po każdym ataku) oraz (widziany już poprzednio) szaman. Ten tym razem nie stawiał pajęczej ściany, ale nękał (głównie krasnoluda) swymi zasięgowymi atakami. Co interesujące, w walce każdy z bohaterów odniósł pewne obrażenia. Najmocniej (jak zwykle) poszkodowany został krasnolud - może dlatego, że paru takich ma tendencję do chowania się za jego plecami, zazwyczaj nikt też nie pomaga krasnoludowi "bo przecież sobie poradzi". Suma należnego doświadczenia została przemnożona przez 150%, co dało zawrotną sumę 600 PD na głowę. Do tego (już nie mnożone) 45 za sesję (pół to pół). Trafił się nawet skarb - voucher na 9-levelowy przedmiot magiczny "z trzeciej grupy".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz